Jarosław Flis Jarosław Flis
75
BLOG

Uproszczone uzupełnienie

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 7

Uzupełniające wybory do Senatu, przeprowadzane w cieniu wyborów prezydenckich, ostatecznie straciły swoje znaczenie. Ich wynik zdawał się być przesądzony jeszcze zanim główne partie zrezygnowały z wystawiania konkurentów względem politycznych spadkobierców tragicznie zmarłych senatorów. Zamiast więc marnować siły i środki na z góry przegraną kampanię, sensowniejsze wydało się wykonanie gestu względem konkurencji - gest odbierany jest jako szlachetny, nawet jeśli nie oznacza żadnego realnego poświęcenia. Nie ma w tym nic złego - w przeszłości brakowało choćby i tego.

Nie wszystkim ten brak konkurencji w wyborach się podoba, trudno jednak zmuszać kogokolwiek, by startował, gdy nie ma realnych szans. Jeśli nie ma też niczego do ugrania przy okazji. Może jednak w takich okolicznościach da się przeprowadzić jedną systemową zmianę - zmianę, którą postulowałem już przy okazji wyborów uzupełniających na Podkarpaciu przed dwoma laty.

Chodzi o zmianę prawa wyborczego tak, by w przypadku rezygnacji bądź śmierci senatora nie trzeba było przeprowadzać wyborów uzupełniających. Nie da się tu zastosować takiej procedury, jaka ma miejsce przy posłach - w końcu każdy kandydat do Senatu walczy samodzielnie. Tym niemniej można zastosować rozwiązanie przyjęte w takich krajach jak Francja czy Niemcy - instytucję oficjalnego następcy senatora. Taką osobę zgłaszać się powinno przy okazji rejestracji kandydatury. Byłaby ona umieszczana na obwieszczeniach wyborczych, żeby wyborcy mieli świadomość, kto obejmie mandat, gdyby była taka potrzeba.

Frekwencja w wyborach uzupełniających jest zwykle o rząd wielkości mniejsza, niż w wyborach powszechnych. Dzieje się tak dlatego, że wyborcy nie mają poczucia uczestnictwa w czymś ważnym. Takie wybory i tak nie są w stanie zmienić układu sił w Senacie. Zaś sam Senat jest może i izbą "wyższą", ale przecież nie ważniejszą.

Natomiast koszty wyborów uzupełniających są już takie jak zwykle. Jeśli więc wybory w skali kraju kosztują 100 mln PLN, to na taki okręg elbląski, gdzie w styczniu 2007 odbywały się takie wybory, wypada pewnie jakieś 2 mln. Tymczasem w tych wyborach wzięło udział niecałe 13000 osób. Czyli zorganizowanie głosowania każdej z nich kosztowało jakieś 150PLN. Naprawdę można to sobie darować.

Przy okazji warto też wspomnieć raz jeszcze, że obecnie wybory takie odbywają się według innego systemu głosowania (normalnie głosowanie blokowe, w uzupełniających - FPTP). To samo jest ewenementem, lecz ma też niebanalne konsekwencje. Głosowanie blokowe umożliwia zdobycie mandatu przez kandydata partii trwale zdominowanej przez konkurencję w danym okręgu (patrz mandat dla Zbigniewa Romaszewskiego w Warszawie lub dla Józefa Bergiera z PO w okręgu Chełm). Tak zdobyty mandat jest niezwykle trudny do odzyskania w wyborach uzupełniających, gdy wyborcy dominującej partii nie mogą dzielić głosu ani wybrać mniejszej liczby kandydatów, zostawiając miejsce dla słabszych partii.

Mam nadzieję, że uda się przekonać komisję sejmową ds. kodeksu wyborczego, by wprowadzić oficjalnych następców senatorów.  W każdym razie - spróbuję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka