Jarosław Flis Jarosław Flis
4159
BLOG

Poszukiwacze zaginionej ćwiartki

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 70

No dobrze - połowy ćwiartki. Tyle głosów nieważnych oddano w wyborach do sejmików. Europoseł Janusz Wojciechowski przedstawił hipotezę, że może to być wynik fałszerstwa. Dołączam do poszukiwaczy zaginionej pół-ćwiartki. Nie pierwszy raz. O problemie pisałem już po poprzednich wyborach w tekście "Wybory do Sejmu i sejmiku na przykładzie Łapanowa" – (w:) "Wybory samorządowe w kontekście mediów i polityki", pod redakcją Marii Magoskiej, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008. Teraz jednak trafiła się gratka - plik z danymi, który otrzymałem z PKW, zawiera rozbicie głosów nieważnych na trzy kategorie - puste kartki, za dużo wskazań i wskazanie w złym miejscu. Ta ostatnia kategoria jest tak mało liczna, że zgrupowałem dane w dwie kategorie - "puste" i "źle skreślone". Baza danych pozwala też podzielić Polskę na trzy obszary - wieś, miasta w powiatach ziemskich i miasta na prawach powiatu. Są one podobnej wielkości, lecz wcale w wyborach nie zachowują się podobnie. Pokazuje to wykres, na którym zobrazowano udział każdej z kategorii głosów na każdym obszarze (oraz w całym kraju). Wygląda to tak:

Generalnie 72% głosów nieważnych to są puste kartki. Oddano ich 8,7% w skali kraju. Złe skreślenia to kolejne 3,2% wydanych kart. Jednak i jedno i drugie zjawisko jest bardzo zależne od miejsca zamieszkania. Im dalej od centrów władzy, tym mniejszy procent ważnych głosów. Czy nie jest to jednak po prostu wyraz przepaści cywilizacyjnej pomiędzy miastem a wsią? Może z dala od wielkich miast "ciemny lud" nie wie, jak postawić krzyżyk na liście? Może wreszcie tam, z dala od czujnego oka światłych mediów, popełniane są masowe fałszerstwa wyborcze? Wszystkie te hipotezy można zweryfikować porównując liczbę głosów ważnych i nieważnych w innych wyborach. Na początek Łapanów - typowa galicyjska gmina w samym środku Małopolski (powiat bocheński). W tuzinie głosowań, w jakich wzięli udział w ostatnich 5 latach mieszkańcy Łapanowa, rzecz wyglądała tak:
   Wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy Łapanowa doznają nagłego olśnienia i zaczynają rozumieć sposób głosowania, gdy tylko zobaczą kartkę wyborczą do sejmu. Nawet reguły wyborów do rady powiatu jakoś łatwiej im zrozumieć.  Zaś fałszowanie nie ma sensu w wyborach prezydenta państwa - w końcu marszałek województwa ma realną władzę nie tylko nad żyrandolem. Może to jednak tylko problem Łapanowa? Dla porównania - wyborczy pejzaż Paradyża (powiat opoczyński, województwo łódzkie - okręg wyborczy Janusza Wojciechowskiego we wszystkich wyborach krajowych):
 
Mieszkańcy tej rajskiej krainy najwyraźniej lekce sobie ważą polityczne dramaty przeżywane przez resztę współobywateli. Dla 1000 z liczącej 3500 wyborców społeczności wybór wójta jest istotny, w odróżnieniu od rozstrzygnięcia, kto powinien zostać prezydentem lub premierem - Tusk czy Kaczyński. Wybór radnego sejmiku ma większe znaczenie od epickich zmagań Komorowskiego z zamiłowaniem do polowań na watahę. Dla mieszkańców Łapanowa przynajmniej to ostatnie było ważniejsze od problemu, czy 70-letni wójt powinien zostać zastąpiony przez swojego o połowę młodszego konkurenta (nie powinien).
Choć mieszkańcy gmin Kongresówki i Galicji głosują trochę inaczej, to jednak jedną cechę mają wspólną - im dalej od ich domostw zasiada ciało przedstawicielskie, tym mniejszy widzą sens w jego wybieraniu. Ponieważ karty do głosowania w wyborach rad gmin oraz płachty do głosowania w wyborach rad powiatów i sejmików wręczane są w pakiecie, część z nich wypełnia te drugie z rozpędu, zaś część znajduje w sobie wolę postawienia krzyżyka nawet na trzecich. Część jednak woli wrzucić je puste. Mieszańców miast, w szczególności tych większych, wybory lokalne zaś nie wzruszają - traktują je jako zebranie jakiegoś "Towarzystwa Miłośników Wodociągów i Chodników", które można sobie odpuścić. Po prostu na nie nie idą. Co innego sprawy całego kraju - do tych czują się powołani. Jeśli porównać frekwencję (liczbę wydanych kart w milionach) i głosy ważne w wyborach sejmowych i sejmikowych to wygląda to tak:
  Cały wzrost frekwencji na wsi - o równy milion w porównaniu z wyborami sejmowymi - jest w wyborach sejmiku anulowany przez nieważne głosy. W większości są to puste kartki.  Jak Polska długa i szeroka powtarza się te kilkanaście procent nieważnych głosów.
Jeśli jednak ktoś uważnie się wpatrzył w wykresy dla Łapanowa i Paradyża, to mógł zauważyć coś nieoczywistego. W 2006 roku w obu gminach procent nieważnych głosów był zgodny aż do pierwszego miejsca po przecinku - 15,6 w Paradyżu a 15,8 w Łapanowie. W 2010 drogi mieszkańców tych gmin się rozeszły. W Paradyżu procent ten spadł poniżej dziesięciu, w Łapanowie - wzrósł do ponad dwudziestu. Skąd taka rozbieżność? Wyjaśnia ją zapewne hipoteza, którą przedstawiałem przed trzema laty we wspomnianym tekście. Jeśli bowiem spojrzeć na losy głosów oddanych w obu gminach w 2006 roku, to różnią się one diametralnie.
 
Mieszkańcy Paradyża oddali gremialnie głos na Artura Bagieńskiego - swojego sąsiada, startującego z list PSL z miejsca trzeciego. Podobnie uczyniła większość mieszkańców powiatu, zapewniając mu wybór do sejmiku, zaś z czasem - stanowisko wicemarszałka. Z podobnym entuzjazmem mieszkańcy Łapanowa oddali głos na Jana Wójcika - dyrektora miejscowego zespołu szkół, startującego z list PO. Tyle tylko, że nie dostał on mandatu, pomimo wywindowania poparcia dla PO w gminie do 44%. Bochnia miała na liście PO swojego kandydata, zaś mandaty i tak dostała dwójka Tarnowian z czołówki listy. Mieszkańcy Łapanowa zrozumieli pokaz działania obecnego systemu wyborczego. Nakarmiwszy się ich złudzeniami o własnym radnym, system wypluł ich na swój margines. Trudno o bardziej poglądową lekcję wyuczonej bezradności. Takie powiaty jak opoczyński, mające swojego radnego, są przy obecnej liczebności sejmików i sposobie ich wybierania w zdecydowanej mniejszości. Pozostałe zaś, z wyborów na wybory, przekonują się, jak mało znaczy ich głos. To po co go oddawać?
Polityczne konsekwencje tego systemu obrazuje ostatni już wykres. Poparcie dla poszczególnych partii jako udział w wydanych kartach do głosowania wygląda tak (regiony to te listy, które przekroczyły 5% w choć jednym województwie - od Dutkiewicza po Mniejszość Niemiecką):
 
Partia Białej Kartki jest na wsi silniejsza niż SLD. W takim porównaniu w liczbach wygląda to tak: PSL - 22%, PiS - 20%, PO - 18%, PBK - 17%, SLD - 11%. Dla większych miast to problem mniej uciążliwy. Jedyne co cieszy, to fakt, że dzięki spiskowym teoriom problem ten staje się bardziej widoczny. Być może jednak ktoś kiedyś wpadnie na to, by coś z tym zrobić. Jak - do tego przyjdzie jeszcze wrócić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka