Jarosław Flis Jarosław Flis
4329
BLOG

Jeden mandat, jeden głos, jeden argument

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 107

Znów wrócił temat JOW, tym razem w konwencji buntowniczo-celebryckiej. Do apelu Pawła Kukiza wypada mi się jakoś odnieść - na gorąco nie mogłem, bo nie po to człowiek wyjeżdża do ciepłych krajów, by się przejmować krajową polityczną gorączką.  Lecz i do niej w końcu się wraca.
Temat był tu wałkowany na różne sposoby. Dziś tylko jedno uzupełnienie - po części także do tekstu o znaczeniu osobowości w wyborach do Senatu. W przywołanej tam analizie pokazano, że wynik kandydata do Senatu w ostatnich wyborach, był w 90% pochodną wyniku popierającej go partii, uzyskanego w wyborach sejmowych. Te zaś są pochodną głębokich i trwałych podziałów historycznych. To wyznacza pole manewru w rywalizacji w systemie FPTP (jeden okręg, jeden mandat, jeden głos, jedna tura). Taka obserwacja ma niebanalne konsekwencje. Sympatie wyborców w danym okręgu są generalnie przewidywalne. Można na nie oczywiście wpływać. Lecz takie samo przesunięcie poparcia w jednym miejscu prowadzi do zmiany wyniku wyborów, bo wyjściowa różnica jest niewielka, w innym zaś miejscu przewaga dominującej partii jest tak duża, że takie samo przesunięcie nie zmienia realnie nic. Dlatego we wszystkich krajach, które stosują FPTP, sporządzane są przed wyborami listy realnych celów. Tak to na przykład wyglądało w przypadku brytyjskich konserwatystów w 2010 roku - według BBC. Te 118 okręgów "na celowniku" to raptem kilkanaście procent wszystkich, w których odbywają się wybory. Jak rzecz by wyglądała w naszych warunkach?
Za punkt wyjścia przyjąłem wyniki ostatnich wyborów sejmowych, przeliczonych dla okręgów senackich. Sama mapa zwycięzców wygląda tu tak (wszystkie mapy to przeróbki mapy senackiej z Wikipedii):
  Kolory na takiej mapie układają się w prosty wzór. Ta prostota zaciera jednak wielkość różnicy pomiędzy partiami. Dla wyniku w FPTP nie ma to w zasadzie znaczenia - jak mówią Anglosasi, nieważne, czy chybiłeś o milę, czy o cal. Ma jednak znaczenie dla planowania przyszłej kampanii. Gdyby wziąć te wyniki i założyć, że sympatie na linii PO-PiS przesuną się o jakieś 8% na rzecz PiS (czyli dojdzie do wyrównania średniego  poparcia), to można wskazać okręgi, o które będzie się toczyć zasadnicze starcie, czyli różnica pomiędzy dwoma głównymi partiami będzie mniejsza niż 10%. To wszystkie te okręgi, w których dziś różnica poparcia waha się od +18% na rzecz PO do +1% na rzecz PiS (plus okręg pińczowski, gdzie dochodzi jeszcze PSL). Lepiej to zobaczyć na mapie:
 
Spodziewany front walki o zwycięstwo wyborcze obejmuje zatem łatwą do zlokalizowania 1/4 kraju. W najbardziej optymistycznej wersji. W pozostałej części wyborcy mogą się co najwyżej łudzić, że mają na coś wpływ. Chyba, że - tak jak w USA - ich dotychczasowi posłowie będą tam zbierać datki i mobilizować wolontariuszy na rzecz walki w kluczowych punktach. Sympatyk PO na Zamojszczyźnie czy PiS-u na Wolinie, nie zobaczy na żywo żadnego lidera swojej partii. Nie zobaczy też nawet lidera oponentów - ich czas także jest na to zbyt cenny. Liderzy będą objeżdżać pas Ełk-Grudziądz-Włocławek-Kalisz-Częstochowa-Cieszyn, plus tych kilka wysepek - przedmieścia Warszawy, Krakowa i Łodzi, Białystok, Lublin i Lubin. Tam będą wydawane pieniądze na kampanię, tam przecinane wstęgi nowych inwestycji. W pozostałej części kraju 10% w te, czy we wte, i tak nie będzie robiło różnicy.
Ktoś może wierzyć, że w takim systemie można wygrać wszędzie i z każdym, bo to taki polityczny "Mam Talent". Ani doświadczenia innych krajów, ani nasze zeszłoroczne, nie dają do takiej wiary podstaw. Moim zdaniem, lokalna przewidywalność wyników - z wszystkimi tego konsekwencjami - to kluczowa słabość systemu FPTP. Wybieranie posłów bez aż takiej pułapki da się zrobić, choć wcale łatwe to nie jest. No i oczywiście - rozwiązanie, które jest obecnie w Polsce stosowane, jest beznadziejnie idiotyczne. To jednak jeszcze nie znaczy, że warto je zmieniać na coś, co ma tak istotną wadę. Choć zatem wypada mi się cieszyć, że ktoś coś chce tu zmienić, to przecież nie mogę się zgodzić ze szczegółowymi rozwiązaniami czy przytaczaną argumentacją. Wypada mieć nadzieję, że od marzeń przejdzie się do realiów, nie zaś do mrzonek.

PS. Jakie mechanizmy działania narzuca partiom system FPTP, można wyczytać między wierszami w opisach problemów, jakie miały nowozelandzkie partie po zmianie systemu na spersonalizowaną ordynację proporcjonalną - np. tu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka