Jarosław Flis Jarosław Flis
1238
BLOG

Elbląg - opera za trzy głosy

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 25

Lokalne wybory w trakcie kadencji nieuchronnie traktowane są jako test siły. Równie nieuchronne są tu jednak wątpliwości. Szczególnie w Polsce, gdzie ludzie raz głosują a raz nie, zaś do tego w różnych częściach według różnych wzorów.  Dlatego zawsze pojawia się ten sam dylemat - czy porównywać procenty, czy surowe liczby głosów. Ponieważ wszyscy rzucili się na pierwsze, ja pozwolę sobie pogłębić obraz, pokazując te drugie. Są zabawniejsze.

Jak uwzględniać w analizach mobilizację-demobilizację wyborców? Jak już nie raz tu pokazywałem, prosto nie jest. Na początek zrobiłem sobie jednak zestawienie sześciu kluczowych wyborów - sejmowych 2005-2007-2011, sejmikowych 2006-2010 oraz pierwszej rundy prezydenckich z ostatniej niedzieli. Interesowały mnie głosy oddane na trzy główne partie i na pozostałych łącznie. Do tego liczba tych, którzy jednak zostali w domu. Nie wszystkich jednak. Ci, którzy nigdy się z niego nie ruszają, nie są tu interesujący. Dlatego też jako "punkt zero" przyjąłem wybory 2007. W nich w Elblągu była najwyższa frekwencja. Rozumiem to tak - jeśli ktoś wtedy nie poszedł na wybory, to już pewnie nie pójdzie. Dla wszystkich pozostałych wyborów jako oddzielną siłę polityczną dodałem NG - "nie głosuję". To różnica we frekwencji pomiędzy takim maksimum a danymi wyborami.  Na obrazku wygląda to tak:

Jak łatwo zauważyć, pod względem siły NG niedzielne wybory znacznie bardziej przypominały wcześniejsze wybory sejmikowe, niż którekolwiek z sejmowych. To im zatem lepiej się przyglądać uważniej. Samo zaś porównanie z ostatnimi wyborami sejmowymi też jest oczywiście ciekawe. PO straciła tu 2/3 zwolenników. A zysk PiS? No cóż... to właśnie tytułowe 3 głosy.  Słownie "trzy". Nieomal identyczna liczba wyborców jest teraz jednak znacznie większym procentem, jeśli dokładnie taka sama liczba wyborców PO została w domach. Zyski SLD też trudno uznać na porywające. W tym tempie odzyskanie niegdysiejszej pozycji trochę zajmie... Na ogólną kategorię INNI składają się tak odległe przypadki jak Ruch Palikota i Solidarna Polska oraz komitety lokalne. Łączy je jedno - gdy przydzie do walki o rządzenie krajem w 2015, ci wyborcy będą mogli przeważyć szalę w jedną ze stron. Czy to przyłączając się do którejś z większych sił, czy wręcz przeciwnie - obskubując głównych graczy z jakże cennych wtedy procentów.

O wyniku ostatecznej walki już w przyszłą niedzielę, też oni będą oczywiście przesądzać. Czy na podstawie tej ich decyzji będzie można coś powiedzieć o przyszłych sejmowych rozstrzygnięciach? Tylko o tyle, o ile będzie to miało wpływ na ogólną atmosferę w kraju, zaś w jeszcze większym stopniu, na strategie stron. Czy to panika, czy rezygnacja, czy chorobliwe rozochocenie - długa jest lista sposóbów, na które ludzie są w stanie sami sobie zaszkodzić. Moim zdaniem to główne pole bitwy pomiędzy naszymi partiami - wygra ta, która w największym stopniu pohamuje swoje samobójcze instynkty.

W samych danych, jeśli spojrzeć na zmiany pomiędzy kolejnymi wyborami samorządowymi a następującymi po nich wyborami sejmowymi, jakichś jednoznacznych trendów nie dostrzegam. Pomiędzy 2007 a 2010 PO straciła w Elblągu prawie połowę wyborców, by połowę tej straty odrobić w 2011. PiS straty miał niewiele mniejsze, lecz również mniejszy był powrót. Lewica mogła cieszyć się sejmikowym zwycięstwem w 2006, z wyraźnie lepszym wynikiem niż miało SLD w 2005. W 2007 roku udało jej się nawet przyciągnąć nowych wyborców. Tyle, że na fali ogólnej mobilizacji te 10 tysięcy - dziś odległe marzenie - było znacznie mniejszym procentem niż dwa lata wcześniej i oznaczało spadek z pierwszego miejsca od razu na trzecie.

O wszystkim zatem zadecydują dwa inne dziesiątki tysięcy - ci, którzy w ostatnią niedzielę zostali w domu. 20 tysięcy wyborców - znów bez 3 - straciła PO od zrywu 2007 roku. Ilu z nich pofatyguje się raz jeszcze? W imię czego? W każdym razie gra o ich mobilizację i sympatię pozwoli ocenić, ile wart jest każdy z trzech obozów. Cieszę się, że rządzący w końcu mają z kim przegrać. Chciałbym, by ich konkurenci zauważyli, że to się samo nie stanie. Niech się wszyscy mobilizują - może wreszcie zaczną się doskonalić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka