Jarosław Flis Jarosław Flis
1615
BLOG

Gry w trójkącie - premier, opozycja, prezydent

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 11

Rządzący dotąd niepodzielnie premier Słowacji Robert Fico przegrał wybory prezydenckie. Wynik, który uzyskał, jest gorszy niż najczarniejsze prognozy, jakie mogły towarzyszyć podjęciu decyzji o starcie w tych zawodach. Wygląda na to, że o jego porażce przesądziła słabość opozycji.

Prawa strona słowackiej sceny politycznej jest podzielona w sposób naprawdę imponujący. W ostatnich wyborach próg przekroczyło pięć partii odwołujących się do różnych konfiguracji konserwatyzmu i liberalizmu (nie licząc konserwatywnej partii mniejszości węgierskiej i narodowców, które to listy wylądowały tuż pod progiem). To zamieszanie sukcesywnie się pogłębia - od wyborów pojawiła się tu jeszcze jedna inicjatywa. Kandydatury tej menażerii w wyborach prezydenckich najwyraźniej konfigurowały się mając na celu wyłącznie pogłębienia zamieszania. Nic nie wskazywało, że Fico może być zagrożony. A jednak...

Jak pisałem już przy okazji wyborów prezydenckich u drugich z naszych południowych sąsiadów (tu), gra w dwuturowych wyborach prezydenckich może się toczyć w trójkącie. Dwa jego wierzchołki to partyjne bloki w układzie lewica-prawica, który jakoś się zwykle nakłada na podział rządzący-opozycja. Trzecim wierzchołkiem jest antypartyjny resentyment, nakładający się na wyobrażenie o prezydencie-arbitrze, stojącym ponad codzienną polityczną przepychanką. W Czechach, pomimo długotrwałego prowadzenia w sondażach kandydata reprezentującego ten trzeci biegun, ostateczne starcie rozegrało się pomiędzy dwoma pierwszymi. Było wyrównane, nawet jeśli więzi z partyjnym zapleczem nie były tak klarowne, jakby to podpowiadał zdrowy rozsądek. Gdyby Fischerowi udało się wejść do drugiej tury, pewnie pokonałyby czy to Zemana, czy Schwartzenberga. Gdyby...

Słowacka prawica postarała się, by wszechmocny ponoć lider lewicy doznał upokarzającej porażki. Tyle, że najwyraźniej nieświadomie. Fico był zresztą o krok od sukcesu. Brakowało niecałych 3 procent, by Kiska został pokonany przez Radoslava Proházkę, rozłamowca z KDH, popieranego przez SaS. Jego Fico pewnie by pokonał bez szczególnych problemów. Jednak Kiska okazał się bez porównania groźniejszy. Połączył dwa wierzchołki trójkąta - nastroje antypartyjne z niechęcią opozycyjnego elektoratu. Żaden kandydat opozycji nie miałby takiej szansy. Antypolityczni wyborcy zostaliby w domu, lub podzieliliby się po równo. Natomiast międzypartyjne animozje uniemożliwiłyby  skupienie się niechęci do rządu pod jednym sztandarem.

Zobrazowanie sytuacji można znaleźć na wykresie. Wewnętrzny pierścień to wyniki wyborów parlamentarnych 2012, które dały Smerowi Fico samodzielną większość i fotel premiera. Na niebiesko konserwatywno-liberalna opozycja, na żółto słowaccy narodowcy, na zielono Węgrzy. Potem ostatnie sondaże partyjne oraz dwie tury prezydenckie.

Jak widać, Kiska skupił wszystkich tych, dla których poparcie Fico nie było naturalne. To też jest pewien talent - oglądałem fragmenty jego telewizyjnej debaty z Fico i muszę powiedzieć, że naprawdę dobrze wpisywał się w sensownie pomyślaną rolę. Zmuszał Fico do ataku, co tylko powiększało jego przewagę. Jednak wszystkie te talenty na nic by się nie zdały, gdyby parlamentarna opozycja była w stanie skupić się na jednym kandydacie o marne 3 procent bardziej. Och, jak Fico musi ją za to przeklinać...

Na koniec zagadka - jak też w taką rozgrywkę chce się wpisać nasz prezydent. Przecież już za rok będziemy mieć takie wybory u siebie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka