Jarosław Flis Jarosław Flis
3220
BLOG

JOW: Czy chce Pani/Pan mieć czworonoga?

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 41

Senat przegłosował referendum, w którym zostanie zadane pytanie o deprymującej niejednoznaczności. Jednomandatowe okręgi wyborcze to pojęcie na poziomie ogólności takim jak "czworonóg". Kto już dziś wie, co odpowiedzieć na pytanie "Czy chce Pani/Pan mieć czworonoga?", może przygotować się na różne ewentualności. Krótki ich przegląd:

ANGIELSKI DOG

Wiernie służy swojej pani - partii, a jeśli ta każe mu pilnować wyborców-owieczek, to będzie to robił ile sił (włączając w to przeprowadzkę do innego okręgu wyborczego, choćby i na drugim końcu kraju). Jeśli utraci zaufanie pani, może od razu szukać sobie nowego zajęcia, owieczki dostaną nowego opiekuna. FPTP - jedna tura, jeden głos, bez potrzeby zdobywania większości, byleby być pierwszym na mecie. Rozwiązanie mechanicznie banalne, czego już nie można powiedzieć o efektach strategicznych i społecznych. Pisałem o tym już nie raz i jeszcze nie raz napiszę. Referendum będzie dobrą okazją.

AMERYKAŃSKI MUSTANG

Jeśli wyrwie się już na prerię swojego okręgu wyborczego, to partia-matka może mu co najwyżej pomachać z daleka.System amerykański różni od brytyjskiego szczegół umykający zwykle uwadze politologów - kontrolowane przez państwo prawybory. To one sprawiają, że powstają dwa stronnictwa (bo przecież nie partie w europejskim znaczeniu - to nie są organizacje mające prawo wykluczyć ze swojego grona!). Nie ma sensu zakładać nowych stronnictw, skoro zawsze można powalczyć o mandat w ramach jednego z nich. Najpierw trzeba "tylko" stoczyć walkę w prawyborach z innymi chętnymi. Też cudownie brzmi, dopóki sobie nie uświadomić wszystkich konsekwencji i uwarunkowań. CDN.

FRANCUSKA ŻABA

Smak ponoć subtelny, lecz w bliższym kontakcie dość oślizgła. Gustuje w skisłych bagienkach.Tak jak nasze wybory prezydenckie, tylko w każdym z okręgów z osobna. Dwie tury wyborów uruchamiają skomplikowane gry nie tylko pomiędzy kandydatami, lecz także pomiędzy okręgami. Kluczem do sukcesu są strategiczne porozumienia partii ponad głowami wyborców. Kto nie wierzy, że to prowadzi do niezłego galimatiasu, może sobie sprawdzić ile partii ma swoich posłów we francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Choć po części nie wiadomo, czy to czasem nie indywidualni posłowie mają tam swoje partie. Gdyby ktoś chciał to na poważnie rozważać, będę wytaczać najcięższe działa. Na szczęście chyba to nie grozi.

AUSTRALIJSKI DZIOBAK

Ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra.Oficjalnie "głosowanie alternatywne", po ludzku "dogrywka instant". Dwie tury w jednej. Próba połączenia brytyjskiej prostoty z kwadraturą okręgu, czyli przyznaniem rozstrzygającego głosu zwolennikom mniejszych ugrupowań. Konkretnie - trzeba tylko zrangować kandydatów a algorytm już wyznaczy zwycięzcę. Też ładnie brzmi, lecz w paru sytuacjach przeczy zdrowemu rozsądkowi, jak dziób u ssaka. Dla wnikliwych mogę kiedyś opisać, dlaczego w brytyjskim referendum, dającym do wyboru FPTP i właśnie AV, wybrałbym do pierwsze.

SŁOWEŃSKA JASZCZURKA

Małe to, trudno zauważyć, lecz zwinne i sprytne. Jeśli uzasadnieniem referendum jest to, że JOW i konstytucyjny wymóg proporcjonalności się gryzą, to śpieszę donieść, że to nieprawda. Nasi alpejscy kuzyni wymyśli rozwiązanie, do którego nie byliby w stanie się przyczepić nawet najwierniejsi miłośnicy IIIRP wśród konstytucjonalistów. W naszych realiach - dzielimy każde województwo na okręgi, w każdym partia wystawia jednego kandydata. Lecz wcale nie patrzymy, kto w okręgu wygrał w potocznym rozumieniu. Sumujemy tylko głosy na nich oddane w skali województwa. Potem dzielimy według tego mandaty proporcjonalnie pomiędzy partie i w obrębie każdej z nich przyznajmy mandaty najsilniejszym jej kandydatom. W sumie nie tak daleko od obecnego systemu, choć bez żadnych list partyjnych. Ma też jednak swoje wady.

NIEMIECKI WÓŁ

Mało porywający i pozbawiony wielu złudzeń. Niemniej pozwala wykorzystać siłę byka bez narażania się na niebezpieczeństwa zwykle przezeń generowane. System mylnie zwany mieszanym, co jest fatalnym tłumaczeniem angielskiego "Mixed-Member Proportional". Oficjalnie - spersonalizowana ordynacja proporcjonalna. Duch tego rozwiązania krąży po Polsce od poprzedniego tysiąclecia. Pierwszy tekst w tej sprawie napisałem w 1999. Pierwszy projekt opłacony z pieniędzy sejmowych rok później. Wcale nie ostatni. Od tamtego czasu sporo się dowiedziałem o problemach, jakie zrodził ten system przy literalnym zastosowaniu go w Nowej Zelandii, Włoszech czy Szkocji.

Jak już nie raz pisałem, chodzą mi po głowie rozwiązania będące połączeniem rozwiązań niemieckich i słoweńskich. W szczegółach opowiem o tym, gdy już opadną wyborcze emocje. Wracając jednak na chwilę do niedzielnej debaty, Zachwyciło mnie, że projekt zgłoszony niegdyś przez PiS został poparty przez obecnego prezydenta, zaś pretendent był tak miły, że mu takiego posunięcia nie wypominał. Bronisław Komorowski naraził się zapewne zagorzałym "zwolennikom JOW", którzy pod tym hasłem rozumieją brytyjskie FPTP i nic innego. Oni jakiekolwiek kombinowane rozwiązanie uznają za herezję gorszą niż innowierstwo w postaci akceptacji obecnego systemu. Andrzej Duda akurat na tym polu nie okazał się zwolennikiem jednoznacznej zmiany, ograniczając się do "pogadamy-zobaczymy", Nikt nie zwrócił uwagi, że wyłamał się z oficjalnych deklaracji swojej partii i podważył opinię prezesa.

Gdyby ktoś chciał to sobie sprawdzić,  to kilka linków z zupełnie pobieżnego przeszukania sieci. Tutaj można przeczytać o:

PS. Na tak liczne komentarze do poprzedniej notki odpowiem już po wyborach zbiorczo. Los JOW nie rozstrzygnie się w niedzielę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka