Jarosław Flis Jarosław Flis
1111
BLOG

Radykalne słowa, radykalne zmiany

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 7

Z daleka podobny do Gregory Pecka, a z bliska do wujka Zdziska. Polski system partyjny, bo o nim tu mowa, z jednej strony układa się w całkiem zgrabną logikę. Przy pięciu partiach o wyraźnych pozycjach na mapie ideowej, powinien mieć zdolnośćdo oddawania zmian społecznych nastrojów i napędzania konkurencją sprawności rządów. Cztery z tych partii są dobrze już znane, piąta pokazuje, że coś nowego może się zdarzyć. W czym zatem problem? Można go zobrazować pytaniem - co by się musiało stać, żeby OBIE partie rządzące wraz z WSZYSTKIMI ich politykami, znalazły się poza następnym rządem.
Dobrą okazją do takich rozważań jest seria publikacji GW powstała po ciekawym eksperymencie. Zestawienie ośmiu sondaży - czterech z jesieni i czterech z wiosny - pozwoliło zobaczyć zmiany z większą dokładnością (generalnie, komentarz, PO i PiS).
Przy całym wysiłku na zgłębienie szczegółów i niepodważalnej ogólnej konkluzji, takie badanie pozwala zobrazować skalę zmian. Na początek w układzie tradycyjnym - porównujemy deklaracje partyjne tych, którzy chcą głosować. Wygląda to tak (wewnętrzny pierścień to jesień, zewnętrzny wiosna, TP - trudno powiedzieć):
 
Mamy tu ewidentny spadek poparcia dla partii rządzących - o prawie 1/3 - i minimalne wzrosty trzech sił opozycyjnych, przy rozszczepieniu PiS na główny nurt i Solidarną Polskę. Jednak takie zestawienie nie uwzględnia jednego zjawiska, które jest obecne w rozmowie z Michałem Kotnarowskim, lecz zwykle nie jest pokazywane na obrazkach - zmiany deklaracji o głosowaniu (NG - nie głosują). W odniesieniu do wszystkich respondentów rzecz wygląda tak:
 
Od jesieni nastąpił nie tylko dwukrotny wzrost liczby niezdecydowanych, lecz także jeszcze większy wzrost liczby tych, którzy nie chcą głosować. Ponieważ jednak nie ma się co spodziewać, że wszyscy ci, którzy nie chcą głosować, kiedykolwiek się na to zdecydują, najpełniejszy obraz - moim zdaniem - można uzyskać, biorąc za punkt wyjścia tych, którzy jeszcze jesienią chcieli głosować. Ich na pewno warto uwzględnić w kalkulacji możliwych scenariuszy. Po takim zawężeniu zmiany nastrojów wyglądają tak.
 
Porównując z jesienią, obóz rządzący stracił nawet więcej, niż co trzeciego wyborcę. Pomimo tak sprzyjających okoliczności, nikt z opozycji nie posunął się nawet o krok do przodu. Co więcej - dwie największe siły w opozycji nawet się minimalnie cofnęły. Sprawdza się dokładnie to, o czym pisałem pół roku temu - walka o dominację na prawo i na lewo od koalicji PO-PSL osłabia zagrożenie dla rządu Tuska. Pomimo tego słabości, błędy i bolesne decyzje odebrały mu istotną część poparcia.  Towarzyszy temu jednak generalna niepewność i  zniechęcenie - odczuwane także przez opozycję.
Co do jednego tylko pewność mieć można - ci, którzy się zniechęcają, to nie są osoby o zdecydowanych poglądach czy tożsamościach. W średnim wieku, ze średnim wykształceniem, w średniej sytuacji materialnej i z kłopotami z umiejscowieniem się na osi prawica-lewica. Czy takie osoby można przekonać radykalnymi postulatami obyczajowymi czy też radykalnymi oskarżeniami rządzących - od razu o grzechy śmiertelne? Śmiem wątpić.
Tymczasem arytmetyka jest nieubłagana. Ponieważ nie sposób sobie wyobrazić koalicji PiS z lewicą, radykalna zamiana u władzy (przy zachowaniu stabilności całego systemu) wymagałaby zdobycia przez JEDNĄ ze stron opozycji CAŁEJ puli dzisiejszych zniechęconych i niezdecydowanych. Nie jest to niemożliwe, wymaga tylko innej strategii, niż walka o dominację w obrębie swojej ćwiartki - tych już niechętnych rządzącym.
Na chłodno, to PiS i SLD mają tu najmocniejsze pozycje startowe. Mogłyby na przykład rozpocząć pokazywanie, że potrafią rządzić sprawnie a wcielanie w życie patriotyzmu/postępu i wrażliwości społecznej jest możliwe. Wystarczy wszak pokazać, że ludzie z tych ugrupowań, rządzący np. w Radomiu czy Nowym Sączu (PiS) bądź w Częstochowie czy Zielonej Górze (SLD), świetnie sobie radzą. Potrafią tak przygotować inwestycje drogowe, że nigdy nie ulegają opóźnieniom a kosztują mniej niż w tych miastach, gdzie rządzą zdemoralizowani przedstawiciele partii rządzących. Zarządzają budżetem oświaty kierując się dobrem dzieci, nie zaś urzędników bądź nauczycieli. W efekcie dzieci stają się bardziej patriotyczne (Radom i Nowy Sącz) ewentualnie bardziej postępowe (Częstochowa i Zielona Góra). Wybrani przez nich dyrektorzy szpitali potrafią zoptymalizować zatrudnienie i wycisnąć z pracowników to, co najlepsze, nie zaś tylko zadłużać placówki, itp.itd.
Rozumiem, że to może nie interesuje wszystkich, lecz kogoś chyba jednak tak. Czymś wszak ci niezdecydowani będą się kierować, gdy za trzy lata znów staną przed lokalem wyborczym. Wiem, wiem - medialna papka, emocje i cytowalność. To przeróbcie to na przekazy dnia i wstrzymajcie się z jakimikolwiek wypowiedziami, które pozwalają mediom mówić to, co do tej pory. O czymś przecież dziennikarze będą musieli pisać. 
W każdym razie ja mogę zadeklarować jedno. Jeśli którakolwiek z partii opozycyjnych dostarczy mi danych o jej rządach na szczeblu lokalnym, które pozwolą porównać sprawność i ideowe efekty ukierunkowania, z tymi będącymi udziałem partii rządzących, to na pewno to tu omówię. Będę też to sączył do ucha wszystkim dziennikarzom, którzy się ze mną kontaktują z prośbą o komentarz do politycznej bieżączki. Dlaczego tego sam nie opracuję? Bo zajmuję się inną rzeczą - szukaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego tego dotąd sami nie zrobili. Hipotezy mogę im przedstawić już dziś i bardzo chętnie posłucham, co o tym sądzą. Moim zdaniem, odpowiedzialne są za to chore relacje wewnątrz ugrupowań. Nawet gdyby ludzie z tych partii lokalnie rządzili genialnie, to przecież promowanie ich zagrażałoby obecnym posłom z tych samych okręgów. Oni zaś mają tu wystarczająco siły, by się o siebie zatroszczyć. Z tego samego powodu partie rządzące mają problem ze ścieżkami kariery, co najpewniej ma swój udział w sprawności ich rządów, która nie satysfakcjonuje nawet ich najszczerszych zwolenników. Demoralizacja słabością opozycji dokłada się do pokus czyhających na partie władzy.
Stabilność na polskiej scenie politycznej jest efektem słabości wszystkich graczy. Daje to jakie-takie uporządkowanie, lecz ani nie daje oczekiwanej sprawności, ani nadziei na rzeczywistą zmianę. Na "osłodę" pozostaje walka radykalnych oskarżeń z oskarżeniami o radykalizm. To wujek Zdzisek umie najlepiej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka