Jarosław Flis Jarosław Flis
5090
BLOG

Nieodparte wrażenia, niezbite dowody

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 81

Poszukiwacze zaginionej ćwiartki znów na ekranie. Przed trzema laty zakończyłem trwającą ponad rok serię wpisów o sejmikowych nieważnych głosach. Dziś do tego wracam, by uzupełnić tekst opublikowany w Rzepie i wyjaśnienia przytaczane przez GW.

Moje tezy nie są łatwe w przyswajaniu, zwłaszcza dla mieszkańców metropolii, zanurzonych po uszy w swoich oczywistościach. Wstrząsający procent nieważnych głosów jest wynikiem poczucia politycznej marginalizacji "Polski powiatowej" i wynikającego stąd zdystansowania do ogólnopolskiej polityki. Zdystansowania wyrażającego się w tym, że chodzi się na wybory samorządowe, lecz sejmowe to już odpuszcza. Żart sprzed czterech lat okazał się wyjątkowo trafny - nieważne głosy to właśnie "zaginiona ćwiartka". Oddaje je około jednej czwartej tych, którzy głosują na kandydatów na wójta, choć w dniu wyborów parlamentarnych zostają w domu. Na Mazowszu rzecz jest dodatkowo potęgowana przez liczebność sejmiku, nieadekwatną wobec rozmiaru województwa i rozdrobnienia tamtejszych tożsamości lokalnych. Do tego dochodzą różne sposoby interpretowania nieważnych głosów przy dzieleniu ich na puste i źle skreślone.

Przygotowanie tekstu dla Rzepy było okazją do niewielkiej modyfikacji spojrzenia w porównaniu do tego sprzed 3 lat. Dodatkowo, tuż po skończeniu tego tekstu dostałem wreszcie nowe klucze do aktywacji pakietu statystycznego. Mogłem rzecz policzyć raz jeszcze i sprawdzić, które z podejść daje najtrafniejsze zobrazowanie problemu. Różne podejścia są ważne, bo - jak ponoć mówią Anglicy - jak dobrze przycisnąć statystykę, przyzna się do wszystkiego. Niezbite dowody są tu bardzo ważne, bo rzecz pozostawia nieodparte wrażenie, że coś jest nie w porządku.

Na początek mapy, które w Rzepie nie były zbyt wyraźne. Na pierwszej liczba nieważnych głosów, liczona jako procent uprawnionych do głosowania. Na drugiej - "dystans polityczny" obliczany jako zmiana frekwencji wyborczej 2010/2011 pomnożona przez współczynnik "uradnienia" województwa (liczba uprawnionych przypadająca na jednego radnego jako procent średniej dla kraju - na Mazowszu 1,49 a w Lubuskiem 0,49). Kolory pokazują podział na 4 kategorie - nieomal równoliczne.

niewaznablogdystanblog

Podobieństwa obu map dotyczą całych obszarów - jak większość Mazowsza, południowa część Łódzkiego czy wschodnia województwa kujawsko-pomorskiego. Jeśli przyjrzeć się dokładnie, uderzające są również podobieństwa pojedynczych plamek na względnie jednolitych obszarach - i to w obie strony. Przykładem może być gmina Grębów pod Tarnobrzegiem (ciemnoczerwona plama na północy Podkarpacia) czy Baboszewo (biała plama na północny zachód od Warszawy, pomiędzy Ciechanowem a Płockiem). Największe różnice pomiędzy mapami pojawiają się na obrzeżach Warszawy. Można przypuszczać, że jest to efektem zamieszkiwania w jednej gminie dwóch grup wyborców - zdystansowanych od polityki krajowej zasiedziałych wyborców wiejskich i "podmieszczuchów", głosujących według metropolitalnego wzorca.  Dla dociekliwych - parametry modelu opartego na tych zmiennych są takie: R2=0,588, współczynnik beta dla zmiany frekwencji wynosi 0,741 a dla uradnienia 0,354. Jak na nauki społeczne, więcej niż dużo.

Ogólne modele warto sprawdzić w konkretnych przypadkach. Moją uwagę zwróciła gmina Szczutowo w powiecie sierpeckim, gdzie w 2010 roku nieomal ćwiartka uprawnionych do głosowania nie skorzystała z tego uprawnienia, choć tylko w wyborach sejmikowych. Trop okazał się bardzo interesujący. Porównanie wyników sejmikowych z wyborami sejmowymi 2007 kazało mi zwiększyć czujność. Przedstawia się ono tak (na szaro partyjna drobnica):

szczutowo1

Wyglądało na to, że PiS po trzech latach stracił 3 z 4 wyborców, zaś PSL zyskał prawie trzykrotność tego co miał. Jego przewaga nad głównym konkurentem stała się miażdżąca. Jak się to ma do nieważnych głosów? To pokazuje kolejny wykres, tym razem z poparciem partii jako procentem wszystkich głosów oddanych.

szczutowo2

Wzrost poparcia dla PSL wygląda tu nieco mniej imponująco niż spadek głosów dla PiS. Wrażenie bezpośredniego związku słabego wyniku PiS z liczbą nieważnych głosów jest nieodparte. Sprawę trzeba traktować poważnie. Jednak ktoś, kto by się już zbierał do prokuratury, powinien trochę ochłonąć. Zrozumienie sensu zdarzeń w Szczutowie wymaga jeszcze dwóch zestawień. Pierwszym jest pokazanie obu wyników jako procentu uprawnionych do głosowania. Wygląda to tak:

szczutowo3

W wyborach 2007 roku wzięło udział ciut ponad jedną trzecią mieszkańców Szczutowa. W wyborach 2010 - prawie dwie trzecie. Do urn poszło dodatkowe 30 procent. Z tych 30 procent połowa oddała nieważne głosy. Skokowy spadek poparcia dla PiS oznacza zmianę zdania przez 10 procent mieszkańców gminy - owszem, jest to sporo, lecz zmiany wyników PO i SLD nie są jakościowo mniejsze. Skok poparcia dla PSL da się wyjaśnić nowymi głosującymi - wygląda na to, że ci nowi wyborcy, którzy pojawili się przy urnach na okoliczność wybierania samorządu, zagłosowali właśnie na ludowców.

Najciekawsze jest jednak jeszcze inne porównanie - zestawienie wyników głosowania sejmikowego i wyborów wójta. Wygląda ono tak:

szczutowo4

W pierwszej turze wyborów największe poparcie zdobył urzędujący wójt z PSL. Było to jednak tylko 45% głosów. Tu nieważnych głosów było 2%. Kandydat PiS zdobył 14% - o połowę więcej, niż lista partii w wyborach sejmiku, jeśli uwzględnić nieważne głosy. Skąd taka różnica, ktoś mógłby spytać. Jeśli ktoś chciał fałszować wybory, by zagrodzić opozycji drogę do władzy, to dlaczego odpuścił sobie gminę - to przecież tu mógł mieć największy wpływ na wynik. Gdyby wójt zdobył tyle głosów, ile lista PSL do sejmiku, sukces miałby w kieszeni. Gdyby "unieważnić" 251 głosów na konkurentów w wyborach wójta, inkumbent-ludowiec wygrałby w pierwszej turze. W wyborach sejmiku nieważnych głosów było 550 - dwa razy więcej, niż było potrzebnych do uratowania wójta. Tymczasem doszło do drugiej tury, w której lokalny pretendent pokonał PSL-owca czterdziestoma głosami. W dogrywce głosów nieważnych było 13 - mniej niż 1%. Dlaczego wtedy nikt nie zadał sobie trudu dostawiania krzyżyków, jeśli w wyborach sejmiku miałby takowych dodać 500? Dla mnie to niezbity dowód, że w nieważnych głosach nie chodzi o partyjne geszefty. Nie ta skala i nie te interesy. Natomiast wynik PiS w wyborach wójta i sejmu, o tyle lepszy niż w sejmikowych, ma jedną przyczynę. W obu kandydatem tej partii była ta sama osoba - Zbigniew Szlomkowski, radny gminy Szczutowo. To on przyciągał głosy i powodował falowanie poparcia. Brak kandydata o podobnej sile na liście sejmikowej odbierał PiS znaczącą część wyborców.

Na koniec raz jeszcze kluczowa teza z Rzepy, przewijająca się przez wszystkie wcześniejsze notki na ten temat, jak i wiele innych moich publikacji - nieważne głosy sejmikowe są przejawem bardzo groźnej choroby polskiej demokracji. Sejmowy system wyborczy odpycha od krajowej polityki olbrzymią część polskich wyborców. Na wybory sejmowe nie chodzą, lecz głosując w samorządowych, zmieniając wyniki sejmikowe względem sejmowych. Co czwarty z takich wyborców oddaje nieważny głos. Ten zasadniczy problem jest wzmacniany przez kilka pobocznych - liczbę radnych, słabość ogólnopolskich partii i interpretacje powodów nieważności głosu. Można się o nie spierać, lecz nie powinny przysłaniać zasadniczego problemu - sposób wybierania sejmu i sejmików gryzie się okrutnie z terytorialną strukturą kraju. Powinien zostać zmieniony.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka